Rocznica śmierci Ambiwalentnej Anomalii
18 maja będzie pierwsza rocznica śmierci AMBIWALENTNEJ ANOMALII, czyli po prostu mojego męża Jerzego. Wiem, że wielu z blogerów zagląda wciąż do jego tekstów. Dla Was wszystkich ośmielam się zamieścić tu dziś wypracowanie mojej chrześnicy, piętnastolatki, które napisała w hołdzie dla Jerzego i z przymrużeniem oka, które tak kochał...
W szkole niewiele się zmieniło. Stał na przykład w kolejce po obiad. Wielka kucharka nakładała łapą w foliowej rękawiczce kotlety. Porcja, która miała mu przypaść była odpowiednia dla wysokiego chłopca, potrzebującego dużej ilości białka. Lecz gdy tylko podszedł do okienka, a kobieta uzmysłowiła sobie kim jest następny dzieciak, zabrała z talerza kawał mięsa i wrzuciła ochłapy. I tak działo się przez następne kilkadziesiąt lat aż do pewnego ciepłego, letniego dnia. Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.
-Przepraszam – mówi zaskoczony – tu jest kolejka.
-Och, to pan tu stoi? – odpowiada zdziwionym głosem, wpatrując się w mierzącego 195cm, postawnego mężczyznę, jakby wyłonił się spod ziemi.
-Tak – odparł - wiem, ciężko mnie zauważyć…
Trzecia nad ranem. Kompletna cisza i ciemność, którą rozpraszają jedynie miejskie latarnie. Mężczyzna ładuje rzeczy do samochodu nissan micra koloru niesamowicie niebieskiego. Zapala silnik i rusza zamyślony w kierunku drogi. Już ma wyjechać z podjazdu, gdy nagle nie wiadomo skąd, na ulicy pojawia się auto.
Tym razem jest w egipskim hotelu. Zmęczony, resztkami sił zdejmuje ubrania. Wchodzi pod prysznic. Stoi pod strumieniem wody, myśląc o męczącym, choć wspaniałym dniu, bo spędzonym z ukochaną córką i żoną. Namydla się i.. okazuje się, że nie ma wody.
Na każdym niemal kroku szczęściarz uświadamiał sobie, że wszystko stoi mu na drodze i nic z pewnością nigdy nie przyjdzie mu z łatwością. Nawet wracając ze sklepu obładowany torbami, wychodząc z windy na najwyższym piętrze swojego bloku i stając przed drzwiami mieszkania zawsze sięgał do niewłaściwej kieszeni po klucze.
Dziś siedzę w pokoju, pisząc opowiadanie o szczęściarzu. O jego niekończonych się pokładach zdarzeń, które każdego przyprawiłyby o depresję i niekończące się załamanie nerwowe. Myślę o moim dużym przyjacielu, który zrobił mi kawał, tak jak całe życie płatało figle jemu.
R.I.P
O świetle spod abażura
AVE DEI ! Morituri te salutant !